Od początku mojej przygody z nurkowaniem marzłam. Praktycznie zawsze pod wodą było mi zimno. Moje pierwsze nurkowanie odbyło się w Egipcie gdzie woda miała ponad 20 stopni. Oczywiście co? Zmarzłam : )
Niezależnie od tego, czy woda ma kilkanaście, czy zaledwie kilka stopni ja zawsze marznę. Chcąc nurkować coraz więcej przesiadłam się na suchy skafander. Nie okazał się jednak remedium na wszystkie problemy. Tylko częściowo tak się stało. Z drugiej strony, zaczęłam nurkować cały rok i znacznie wydłużyłam czasy swoich nurkowań. Pomimo doboru odpowiednio grubego i dobrego ocieplacza przy dłuższym pobycie pod wodą dalej marzłam.
fot. rozkład temperatury na powierzchni skóry
Szybko zaczęłam więc myśleć o ogrzewaniu nurkowym. Kamizelki, czy całe ocieplacze grzewcze strasznie kusiły, tym bardziej, że miałam już w nich okazję pływać. Niestety koszt zakupu całego systemu okazał się bardzo wysoki i musiałam odłożyć te plany na przyszłość. Te wszystkie kable i akumulatory też nie wyglądały zachęcająco.
Rozmowa z bardziej doświadczonymi kolegami dała mi sporo do myślenia w kwestii tego, co ubieram pod ocieplacz. Wcześniej nie zwracałam kompletnie na to uwagi. Najważniejszy był jak najgrubszy i najcieplejszy ocieplacz.
Chęć poprawienia swojego komfortu, ale również i bezpieczeństwa zaprowadziła mnie w odmęty internetu i sklepów z odzieżą sportową. W końcu nie ma co odkrywać koła na nowo, trzeba tylko skorzystać z wiedzy, która już jest.
Po kolei nurkowałam w bieliznach z różnego rodzaju materiałów. Przetestowałam wiele rozwiązań i kombinacji poczynając od wielu warstw, przy których nie można już było się „ruszać” a kończąc na „cudownie grzejących” cienkich materiałach. Nawet zdobycie kilku dodatkowych kilogramów nie pomogło 😉
Często używamy tych słów zamiennie, jednak to nie jest to samo. W odniesieniu do bielizny zwykle mówimy, że jest termoaktywna, a jej zadaniem jest głównie odprowadzanie wilgoci z powierzchni ciała. Odzież natomiast, jeśli spełnia pewne parametry może być termiczna i ma na celu zatrzymanie ciepłoty ciała. Taki podział pasuje do większości sportów wysiłkowych. Co jednak z nurkowaniem? Moim zdaniem najlepiej połączyć te 2 rzeczy i stworzyć określenie „bielizna termiczna”. Takie też poszukiwania prowadziłam i opisałam. Może nie do końca nazwa jest zgodna z terminologią, ale kto by tam się przejmował.
Zaczęłam od sprawdzenia bielizny biegowej. Na tapetę trafiły takie firmy jak Craft, Brubeck i Alpinus. Zwykle najpierw testujemy to, co mamy pod ręką i nie musimy wydawać dodatkowo pieniędzy. Bielizna tego typu bardzo dobrze odprowadza wilgoć z powierzchni skóry: mamy więc duży +
W warunkach letnich gdzie woda była odpowiednio nagrzana i zakładałam lekki i cienki ocieplacz sprawdziła się bardzo dobrze. Skóra pozostawała sucha i nawet podczas ubierania się w słońcu było bardzo komfortowo.
Kompletnie nie sprawdziła się za to w warunkach jesiennych i zimowych jako bielizna nurkowa. Mogę powiedzieć, że poległa na całej linii. Zawiodła druga, jakże ważna cecha, jaką jest ochrona przed zimnem. To zdecydowanie nie jest mocna strona takiego ubioru i to niezależnie od jego grubości, firmy czy modelu. Stało się tak dlatego, że jest to typowa bielizna termoaktywna.
fot. zdjęcie producenta
Wystarczy zdać sobie sprawę dla kogo i do jakich celów bielizna jest projektowana. Jej głównym zadaniem jest optymalne odprowadzanie wilgoci z powierzchni ciała. Nawet jeśli nie jest to bieganie a jakaś inna aktywność, nawet zimowa, to zwykle są to sporty, gdzie człowiek ma styczność z powietrzem a nie wodą, która przewodzi temperaturę 20x szybciej. Do tego ilość ruchów pod wodą jest ograniczona do minimum, często wykonujemy ich naprawdę mało, mięśnie nie generują więc dodatkowego ciepła. Producenci nie przewidzieli jej zastosowania jako bielizny nurkowej. Stąd słaby wynik w takim teście.
Na pewno na duży plus można zaliczyć łatwość prania oraz wytrzymałość na ten proces.
Rezerwuje więc używanie bielizny biegowej na wakacyjne wojaże w ciepłe kraje lub płytkie nurkowania ponad termoklina w połączeniu z cienkim ocieplaczem w najcieplejsze miesiące w roku.
Taką specjalistyczną bieliznę nurkową mają w swojej ofercie firmy zajmujące się produkcją np. ocieplaczy nurkowych. Jest znacznie grubsza i jej zadaniem jest również odpowiednia ochrona termiczna we współpracy z odpowiednim ocieplaczem. Kwark, NoGravity czy Fourth Element to marki znane w środowisku nurkowym. Oczywiście wybór jest znacznie większy i każda z nas może znaleźć coś dla siebie.
Ostatecznie stałam się posiadaczką bielizny termicznej Kwark, zwanej „ocieplaczem tropikalnym”. Nadszedł więc czas na prawdziwe wielogodzinne testy. Bielizna nurkowa jest wykonana z materiału Power Stretch Pro, który jest ciepły i jednocześnie dobrze odprowadza wilgoć, choć nie tak szybko jak wcześniej wspomniane typowe bielizny termoaktywne, ale o tym już w testach.
Tutaj mogłam naprawdę poszaleć – poczułam się jak królowa. Zakład produkujący jest niedaleko więc znając moje problemy z rozmiarami odwiedziłam go osobiście. Komplet, czyli koszulka oraz spodnie został uszyty na miarę! Długość rękawów i nogawek jest więc idealna. Jedyne o czym nie pomyślałam to szeroki ściągacz w talii. Obecnie większość damskich leginsów sportowych taki posiada i jest to bardzo wygodne i komfortowe rozwiązanie. Sylwetka znacznie zyskuje na plus. Na pewno wiesz o jakim efekcie mówię 😉 Wiem, że bez problemu można zamówić każdą modyfikację, szycie na miarę, wybrać kolor materiału łącznie z kolorem szwów. Nikt inny nie oferuje takich udogodnień. Każda z nas może zatem poczuć się wyjątkowo i wyglądać niepowtarzalnie na nurkowisku.
Komfort termiczny moich nurkowań wskoczył na zupełnie inny poziom. Zrobiło się znacznie cieplej, ZNACZNIE! Nie dygotałam już jak osika wychodząc zimą z wody. Nurkowanie naprawdę stało się dużo przyjemniejsze. Pod wodą zostawałam coraz dłużej co było jednym z celów.
Pojawił się za to inny problem, którego nie dostrzegłam w początkowej euforii. W połączeniu z grubym ocieplaczem moje ruchy zostały dosyć mocno ograniczone. Szczególnie możliwość zginania rąk w łokciach i dłuższego utrzymywania takiej pozycji. Ćwiczenia z kręcenia zaworami stały się naprawdę mało przyjemne.
Na najdłuższych nurkowaniach dodawałam jeszcze kamizelkę docieplającą. Niestety czułam się wtedy jak ludzik Michelin! O nie, nie, nie! Nie ma takiej opcji! Gdzie ta talia osy? Wyglądać zawsze trzeba dobrze, nawet pod woda 😉 Do tego przy tylu warstwach w ogóle nie wychodzą te „kocie ruchy”. Zrzut gazu ze skafandra też trwa dłuższą chwilę. Musiałam również dołożyć kolejne kilogramy balastu, do i tak ciężkiego twinsetu.
Zdecydowanie nazwa ocieplacz tropikalny jest słuszna. Widzę zastosowanie tej bielizny jako jedyny element pod suchym skafandrem na wyjazdach w najcieplejsze rejony. Ewentualnie w połączeniu z głównym ocieplaczem – cieńszym i z podobnego materiału , nie tak grubego jak mój. W ofercie firmy Kwark jest ocieplacz Navy, który komponuje się bardzo dobrze z tak grubą bielizną nurkową.
Bielizna nurkowa z Power Strech sprawdziła się rewelacyjnie podczas zalania suchego skafandra np. przez źle wkręcony zawór dodawczy, który podciekał przez całe nurkowanie. Tak dobrze utrzymywała temperaturę pomimo nasiąkania wodą, że nawet nie poczułam problemu, do czasu wyjścia z wody i rozpoczęcia zamarzania ocieplacza, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu. Temperatura wody 3 stopnie, powietrza -14, nurkowanie trwało 75 minut.
Gorzej szło mi jednak latem. Ubranie się w grubą bieliznę nurkową oraz ciepły ocieplacz na nurkowania głębsze i dłuższe, poniżej termokliny, powodowało, że w ciągu paru minut byłam mokra – zanim jeszcze założyłam suchy skafander. Pomysłu jak sobie z tym poradzić latem zdecydowanie mi brakowało. Nie chciałam zrezygnować z takich nurkowań w okresie letnim, kiedy można się wygrzewać w ciepłej wodzie na powrocie czy deko.
Po takim nurkowaniu bielizna nurkowa nadawała się od razu do prania. Na szczęście nie ma z tym żadnych problemów. Materiał Power Stretch zachowuje swoje właściwości i jest łatwy w praniu.
Właściwości termiczne materiału sprawiły, że jestem również posiadaczką kamizelki docieplającej oraz rękawiczek tego producenta, które bardzo sobie chwalę. Moje poszukiwania idealnej bielizny nurkowej trwały jednak dalej.
Czytałam, szukałam i już prawie pogodziłam się z tym, że pod wodą będę przypominała bardziej rybę nadymkę niż „powabną syrenkę” 😉 Przeczytałam jednak o wełnie z merynosów. Wełna kojarzyła mi się jednak z babcinymi grubymi skarpetami i nijak nie mogłam wyobrazić jej sobie w nurkowaniu w innym miejscu niż skarpety.
Co to właściwie są te merynosy? Merynos to jedna z najstarszych ras owiec na świecie żyjąca na szczytach nowozelandzkich Alp Południowych. Futro merynosów ma takie właściwości, że oddycha w lecie a w zimie zatrzymuje ciepło i jest jednocześnie miękkie i lekkie. Nie pochłania zapachów a właściwości termiczne utrzymuje nawet gdy jest mokre. Do tego przeciwdziała namnażaniu się bakterii czyli powstrzymuje brzydki zapach – zupełnie jak dodanie jonów srebra do odzieży. Brzmiało idealnie, zbyt idealnie.
Na rynku znowu spory wybór, widać jednak coś jest w tym materiale. Producenci chętnie wykorzystują go w swoich produktach i budzi na tyle duże zaufanie odbiorców, że chcą płacić spore kwoty za produkt. Warto więc wspomnieć o produktach Devold, Kwark czy Santi. Różnią się przede wszystkim gramaturą oraz procentową zawartością wełny.
Z racji ceny i dosyć osobistego charakteru bielizny ciężko o testy porównawcze bez angażowania dużej kwoty pieniędzy. Wybrałam do testów SANTI Merino Ladies First z kilku powodów:
– jest to bielizna dedykowana nurkom i produkowana przez producenta sprzętu nurkowego
– skład to 80 % wełny Merino i 20% włókien syntetycznych. Wydaje się, że lepsze byłoby 100%, które oferują inne produkty, ale właśnie te 20% włókien syntetycznych odpowiada za szybszy transport wilgoci z powierzchni ciała. Niestety pomimo naprawdę rewelacyjnych właściwości wełna ustępuje w tej kwestii tkaninom syntetycznym. Czysta wełna jest również trudniejsza w praniu i wymaga więcej zachodu
– jest po prostu ładnie zaprojektowana. Od razu rzuciły mi się w oczy drobniutkie groszki, w które „ozdobiona” jest bielizna. A ponieważ uwielbiam groszki oczy mi zabłysły i pomyślałam, że w końcu ktoś dodał jakiś fajny kobiecy akcent. Wizualnie bielizna wygląda naprawdę super i spokojnie można w niej samej paradować po nurkowaniu.
Komplet składa się z 2 czarnych pudełek. Leginsy i koszulka sprzedawane są oddzielnie dzięki czemu możemy zdecydować się na różne rozmiary góry i dołu. Opakowanie wygląda naprawdę nieźle i w moim przekonaniu nadaje się na prezent, nawet bez pakowania w dodatkowe ozdobne papierki. Do takiego pakowania swoich produktów przyzwyczaił nas już np. Xdeep. To miły akcent przy wydawaniu sporej ilości gotówki.
Przyszedł czas na macanie i tu mogę szczerze napisać, że mina mi trochę zrzedła, ponieważ bielizna nurkowaa jest bardzo cienka. Od razu nasunęło mi się pytanie: „No gdzie? Taki cienki materiał i będzie mi ciepło? Raczej wątpię…” Tym bardziej, że nie różni się zbyt wiele grubością od bielizny biegowej w jej zimowych wydaniach.
Do odważnych świat należy, skoro miałam ją już w domu postanowiłam spróbować i ubrałam ją na siebie. Bielizna nurkowa Santi jest dobrze dopasowana i ładnie opina całe ciało. Można poczuć się seksownie nawet w takim outficie 😉 Nie pozostawia zbyt dużo luźnych fragmentów jak to miało miejsce w tańszych produktach z kategorii bielizny biegowej. Bardzo mnie to ucieszyło.
Zgrzyt pojawił się jednak z rozmiarem. Przy moim sporym wzroście – 180 cm, SANTI Merino Ladies First niestety ma za krótkie zarówno rękawy jak i nogawki. Uważam to za sporą wadę, ponieważ muszę kombinować jak dogrzać nadgarstki. Zakładam po prostu szerokie frotki tenisowe, oczywiście różowe, osłaniające nadgarstki. Nie wygląda to zbyt ciekawie i trzeba zawsze o nich pamiętać. Z kostkami łatwiej sobie poradzić bo sprawdzają się tu dłuższe skarpetki. Uważam że warto wprowadzić „przedłużone rozmiary” dla wysokich kobiet. Zapewne wiele z was zna problem za krótkich rajstop.
Kolejną fajną rzeczą byłby szeroki ściągacz w pasie, o którym już pisałam przy okazji bielizny Kwark. Wiedząc jednak, że facetom trzeba kilka razy powtarzać, to teraz wizualizacja szerokiego pasa, chce taki mieć i już:
Sporo naczytałam się o problemach z praniem takich materiałów. Przyzwyczajona do bezproblemowej bielizny Kwark byłam pełna obaw przed pierwszym praniem. Na szczęście nie było żadnych niespodzianek, bielizna nie straciła swojego rozmiaru ani właściwości pomimo wielokrotnego prania na przestrzeni kilku miesięcy.
Moje zabawy z bielizną nurkową Santi trwały całą jesień, zimę oraz początek wiosny. Zahaczyły tez o nurkowania podlodowe i dekompresyjne. Miałam więc do czynienia z całym spektrum warunków pogodowych, zarówno pod jak i nad wodą.
Musze przyznać, że bielizna Santi sprawdza się wyśmienicie. Można powiedzieć, że mnie mile zaskoczyła. Ma właściwości termiczne takie same lub nawet lepsze od poprzedniej grubszej bielizny nurkowej, jakiej używałam. Najważniejsze jednak, że jest znacznie cieńsza, przez co nie ogranicza i nie krępuje ruchów w połączeniu z grubym ocieplaczem. Swobodnie mogę więc, nawet w połączeniu z kamizelką docieplającą, bawić się we wszystkie ewolucje z zaworami przez dłuższy czas na treningach. Poprzednio było to bardzo męczące i niezbyt przyjemne z powodu ucisku w okolicach bicepsów.
Zimą było super, zastanawiałam się więc, co będzie jak zrobi się cieplej, czy tez będę pocić się jak facet na budowie? 30 stopniowe upały jeszcze nie nadeszły, ale temperatura podskoczyła w pobliże 20-25 kresek więc już się przekonałam, że jest bardzo dobrze. Nie mam już uczucia kompresu i sauny w swoim ocieplaczu. Wilgoć jest odprowadzana bardzo szybko a „właściwości chłodzące” wełny merynosów naprawdę nie są marketingową papką.
Bielizna nurkowa Santi Merino sprawdziła się również kiedy zalało mnie podczas nurkowania do tego stopnia, że mogłam praktycznie wykręcać ocieplacz, a jednak pod wodą nie poczułam tego. Pomimo dużo mniejszej grubości efekt był bardzo zbliżony jak w bieliźnie nurkowej z tkaniny Power Stretch Pro.
No i najważniejsze! Czy już pisałam, że wygląda świetnie? Po zdjęciu skafandra i ocieplaczy nie czuję się jak starszy pan w kalesonkach 😉 Jest elegancka i kobieca, co jest równie ważne jak jej właściwości. Trzeba w końcu zachować klasę nawet w nurkowaniu.
Na moim ciele wylądowało kilka ciekawych produktów. Mam już ten ulubiony, nie jest co prawda idealny, ale odpowiada na moje potrzeby. Nie ustaję jednak w poszukiwaniach, w końcu cała zabawa w gonieniu króliczka. To, co najlepsze dla mnie dzisiaj, nie musi być najlepszym już jutro 😉
Kobieta zmienną jest! A jak!
lala
Instruktor w Black Angel Divers
Z nurkowaniem związana od 2010 roku. Pasjonatka aktywnego spędzania czasu, nurek techniczny i jaskiniowy, joginka i biegaczka. Szkoleniowiec, instruktor nurkowania federacji SSI/IANTD oraz pierwszej pomocy DAN/EFR.