
Zakończenie bardzo udanego sezonu wypraw BAD Exploration Team w 2025, to wizyta w Macedonii i skuteczne działania w jaskini Vrelo w kanionie Matka. Zapraszamy na relację z wyjazdu 🙂

fot. Zaraz po finalnym nurkowaniu na 287m. Od lewej: B.Pitala, M.Banaszak, T.Wciórka, B.Angeleski
Jaskinia Vrelo, położona w macedońskim kanionie Matka, była na szczycie naszej „wyprawowej listy” już od dłuższego czasu. Krystalicznie czysta woda, rozmiary wykraczające poza wyobrażenie, niesamowite okoliczności przyrody, a do tego cała historia jej eksploracji, zakończonej w 2017 r. na -240m głębokości. Trochę przyszło nam poczekać z realizacją tego celu, również przez wzgląd na działania w tym rejonie innej ekipy wcześniej w tym roku.

fot. Poprzednia mapa jaskini Matka Vrelo
W końcu nadszedł wreszcie ten czas, że i nam udało się dotrzeć do Matki i na własne oczy zobaczyć to wszystko co od lat przyciąga tu nurków z całej Europy. Niestety tuż przed naszym przyjazdem Macedonię nawiedziły potężne ulewy, powodujące nawet pojawienie się 30cm śniegu w wysokich partiach gór. Skutkiem tego przez pierwsze dni widoczność w jaskini wynosiła „marne” 8-10 metrów, a nurkowaniom rozpoznawczym towarzyszył wyraźny prąd.
Jednak pomiędzy przyjazdem w rejon Kanionu Matka a nurkowaniem miał miejsce jeszcze jeden „epizod” – transport ponad tony sprzętu do „base camp’u” w górę kanionu i jeziora uformowanego przez zbudowaną na nim w 1938r. tamę. Nie wspominając o tym, że jakoś trzeba było się w Polsce spakować na tą wyprawę 🙂

fot. Pakowanie sprzętu
Pierwsze dni naszej wyprawy do jaskini Vrelo w kanionie Matka w Macedonii upłynęły pod znakiem kiepskich warunków. W jaskini o tak gigantycznych rozmiarach sprowadzało się to, w wielu miejscach, do oglądania poręczówki biegnącej w głąb, oraz kawałka spągu i jednej ze ścian. Mało atrakcyjne, toteż i nastroje były takie sobie, szczególnie gdy nasi Macedońscy gospodarze stwierdzili, że „tak słabe warunki to trafiają się tu maksymalnie dwa razy w roku”…
Ale było również i światełko w tunelu, ponieważ przy dobrej, suchej pogodzie – a taka zaczęła się robić – warunki miały się znacząco poprawić w ciągu zaledwie dwóch – trzech dni. Podbudowani tą myślą zdecydowaliśmy się kontynuować przygotowania do dotarcia w głębsze partie jaskini.
Droga na dno nie jest wcale oczywista – rzut oka na plan jaskini (na zdjęciu) pokazuje co najmniej kilka oporęczowanych odnóg, w tym na głębokościach przekraczających 100 metrów. Niemniej, podążając trochę za rozsądkiem, trochę za „nosem”, udało mi się bezbłędnie wybrać i sprawdzić drogę do dna studni, rozciągającej się od głębokości ok. -40m, aż do -212m.

fot. Wnętrze jaskini Matka Vrelo
Problemy pojawiły się na -190m, gdzie – zawieszony pośrodku niczego – znajdował się urwany bądź ucięty koniec poręczówki… Aby kontynuować zanurzenie, musiałem dowiązać się kołowrotkiem do linki, a następnie na chybił-trafił (widoczność nadal nie przekraczała 10 metrów) wybrać kierunek dalszego zanurzania. Pierwszy strzał okazał się niecelny. Na głębokości -200 metrów dopłynąłęm do zamkniętej skały. Jako że naliczony czas dekompresji nie był jeszcze przesadnie duży, rozpocząłem poszukiwania kontynuacji, która przecież – jak wynikało z planu – musi tam być. Po kilkudziesięciu sekundach skuterowania z kołowrotkiem w ręce… przed moimi oczami ukazała się pięknie naciągnięta poręczówka, idąca ukośnie z góry, a kończąca się pode mną dużym kołowrotkiem – kołowrotkiem Gigi Casati’ego, który w 2010 roku wyeksplorował studnię do dna, znajdującego się na głębokości -212 metrów!! Dotarcie do tego miejsca zrobiło na mnie duże wrażenie, a szczególnie świadomość, że osiągnięcie tego punktu 15 lat temu, przy ówczesnym stanie techniki, wiedzy i technologii było niemalże nadludzkie. No i ta idealnie naciągnięta poręczówka, która – jak się okazało – rozwidla się na -175 metrach z wybranej przeze mnie, urwanej linki..
Wszystkie te obserwacje zajęły jedynie kilkanaście sekund, po których nadszedł już najwyższy czas aby co szybciej wynosić się z tej okolicy, gdzie każda spędzona minuta skutkuje kolejnymi 40-50 minutami dekompresji!!

fot. Kołowrotek Gigi Casati’ego z 2010 roku
Kolejne nurkowanie w Matka Vrelo miało na celu sprawdzenie ciągłości poręczówki aż do eksploracyjnego „przodka”. Wiedząc już, że droga do dna studni na -212 jest ciągle oporęczowana, zanurzenie przebiegło bardzo sprawnie. Dopływając do kołowrotka Casatiego na -212m zobaczyłem odchodzącą od niego w głąb jaskini linkę – niewątpliwie postawioną przez ostatniego eksploratora jaskini, Krzysztofa Starnawskiego w 2017r. W tej części charakter jaskini zmienił się na bardziej horyzontalny (poziomy). Po przepłynięciu kilkunastu metrów okazało się, że niestety poręczówka na przodek jest zerwana na -220 metrach. Liczyłem się z takim obrotem spraw, jednak pewien problem sprawiło mi znalezienie punktu stabilizacyjnego do zamocowania mojego własnego kołowrotka, jako że akurat w tym miejscu dno pokrywa drobny piasek, a skały są gładkie i bez występów. Znalezienie odpowiedniego punktu i przymocowanie kołowrotka zajęło mi dobre półtorej minuty, skutkujące dołożeniem półtorej godziny do czasu dekompresji…
Po postawieniu kołowrotka wyruszyłem w głąb na pełnej prędkości skutera. Jaskinia niebawem opadła na -230m, a korytarz zwęził się. Po kolejnej minucie płynięcia, dotarłem do półki skalnej na głębokości -240m, a na końcu pojawiającej się tu i ówdzie poszarpanej linki zobaczyłem… kołowrotek! Byłem więc na symbolicznym „końcu liny”, a droga do dalszej eksploracji stała okrągłym, klarownym, znikającym w dali otworem.

fot. Kołowrotek K. Starnawskiego z 2017 roku – 242m
Plan na to nurkowanie nie zakładał eksploracji, a do tego wymagany czas dekompresji zbliżający się do 5 godzin utwierdził mnie w przekonaniu, że czas rozpocząć powrót. Rozpoczynając dekompresję na głębokości -130m zobaczyłem w górze światło zbliżającego się do mnie wsparcia w postaci Mariusz Banaszak i Tomasz Wciórka, a już 5 godzin później na powierzchni czekał Bojan Angeleski ze swoimi świeżymi i gorącymi burgerami z ogniska, które w tamtym momencie były chyba najlepszą rzeczą jaką mogliśmy sobie wyobrazić
Po tym nurkowaniu droga do eksploracji jednej z najsłynniejszych europejskich podwodnych jaskiń stała otworem. Następny dzień to czas na regenerację, przygotowanie sprzętu, nabijanie gazów oraz ładowanie akumulatorów, a dla mnie również treningu wydolnościowego.
Plan na finalne, eksploracyjne nurkowanie zakładał popłynięcie maksymalnie dwie kolejne minuty poziomym korytarzem w głąb jaskini poza przodek na -240m, do maksymalnej głębokości -280 metrów. Plan zakładał również nurkowanie w okolicach 7 godzin. Do realizacji nurkowania wykorzystałem dwa rebreathery CCR Liberty (BM + SM Bailout), plus prawie 20 butli zabezpieczających rozstawionych od głębokości -150m. Aby maksymalnie przyspieszyć przemieszczanie się w horyzontalnym odcinku poniżej 200 metrów głębokości zdecydowałem się wykorzystać nie jeden a dwa skutery Seacraft Ghost spięte razem, co pozwoliło mi przemieszczać się z szaloną prędkością ponad 70 m/min!

fot. Finalne nurkowanie Vrelo
Nurkowanie rozpocząłem wraz z Mariusz Banaszak. Po kilkunastu minutach dopłynęliśmy do krawędzi studni na -30m głębokości. Sprawdziliśmy czas, i pożegnaliśmy się – nasze kolejne spotkanie odbędzie się – wg planu – za ok. 15 minut, na -130m głębokości. Zanurzenie studnią do -212m i droga do „przodka” przebiegła mi jak z bicza strzelił. Podjąłem zostawiony uprzednio na -240m kołowrotek, i wyruszyłem w – dosłownie – nieznane. Po kilkudziesięciu metrach eksploracji korytarz zaczął zakręcać i ostro opadać w dół, a głębokość na wyświetlaczu konsoli nawigacyjnej Seacraft zaczęła gwałtownie się zwiększać… -270, -275, -280… Szeroki korytarz, którym płynąłem, wciąż stromo opadał w dół, a dna – mimo świetnej w tym dniu widoczności – nie dało się dostrzec! Osiągnięcie magicznej granicy -300m było w zasięgu dosłownie 5 sekund, jednak plan to plan i trzeba się go trzymać… Jaskinia nie ucieknie 😇. W efekcie, po osiągnięciu 280 plus szczęśliwe „7” (-287) metrów zatrzymałem się, odłożyłem na pochyły spąg kołowrotek, rzuciłem ostatni raz okiem w otchłań w której znikało światło latarki, i rozpocząłem powrót na pełnej prędkości dwóch połączonych skuterów.

fot. 287m głębokość jaskini Matka Vrelo
Na głębokości -130m spotkałem się z Mariuszem, a godzinę później z Tomasz Wciórka, który został ze mną już do końca tego sześciogodzinnego nurkowania. Po kolejnych 3 godzinach dotarł do nas Bardo Hristijan aby sprawdzić czy wszystko w porządku, i zebrać już część z mnóstwa rozstawionych w jaskini butli zabezpieczających.

fot. Finalne nurkowanie i deco w Matka Vrelo B.Pitala
W efekcie naszych działań, Matka Vrelo stała się najgłębszą podwodną jaskinią Bałkanów (odbierając tytuł jaskni Viroit, -279m), z ogromnym potencjałem na zostanie najgłębszą eksplorowaną przez człowieka jaskinią na świecie (w tym momencie jest na drugim miejscu (o ile się nie mylę), za francuską Font Estramar, -312m).
Ogromne podziękowania należą się naszym Macedońskim gospodarzom z klubu nurkowego Vrelo – Bojan Angeleski Bardo Hristijan Goce Dimitrievski – za ich codzienne wsparcie, transport w górę kanionu, gorące obiady, i nieustanną opiekę podczas pobytu w Macedonii. Do zobaczenia chłopaki!
BAD Exploration Team i przyjaciele w składzie:

fot. Ekipa w składzie: B. Hristijan,T. Wciórka, M. Banaszak, B.Pitala, B.Angeleski
Poniżej sporządzone mapy o dokumentacja nurkowań jaką udostępniamy dla społeczności nurków jaskiniowych:



Nie sposób nie wspomnieć o firmach i osobach których sprzęt i wsparcie bardzo ułatwiło nam (a nawet umożliwiło) realizację tego projektu –
Autor: Bart Pitala



